Na szczęście żadne żelazne reguły nie obowiązują w tym temacie i czasem można się jarać i jest fajnie, a czasem się człowiek jara i jest bardzo niefajnie, albo po prostu średnio.
Wczoraj było fajnie. Było tak fajnie, że w pewnym momencie chciałam już żeby się skończyło, bo stanie mi się znudziło, bo przebieranie nogami w miejscu mnie zmęczyło, bo tych ludzi tak dużo, bo już mi sił brakowało i dziwiłam się tylko, że panom z zespołu nie. Wydawało mi się, że prędzej umrą niż zaśpiewają kolejną piosenkę. Ale EO radośnie śpiewał i śpiewał, spontanicznie udawał zwierzęta mieszkające w dżungli (jest to ten element scenicznego poczucia humoru, które absolutnie do mnie nie trafia, coś jak Mike Skinner każący ludziom kucać i skakać na Open’erze, co prawda wtedy zdaje mi się, że kucałam żeby się nie wyróżniać z tłumu, ale to było w świetle dnia i do tego cztery lata temu; zabawa w dżunglę w Eskulapie to już co innego – na szczęście nie trzeba udawać zwierząt, kiedy się jest pogrążonym w ciemnościach – co jest kolejnym mocnym argumentem na potwierdzenie tezy, że koncerty klubowe są o wiele lepsze od festiwalowych, że ogólnie rzecz biorąc festiwale są chujowe – no może pomijając strefę gastro) i zagadywał Pana Marcina, który – jeśli jego rzekome 39’ gorączki było prawdziwe – nieźle, naprawdę nieźle się trzymał. Swoją drogą to urocze jak Polakom niewiele do szczęścia potrzeba: wystarczy, że jeden Polak mieszkający w Berlinie (nie pomyliłam miast?), grający jakby nie było z Erlendem Oye w zespole, przyjedzie do Polski i powie na scenie kilka słów po polsku, a Polacy szaleją z radości.
Ja też raczej szalałam, choć gdzieś tam się to przeplatało z atakami melancholii, które starałam się maskować poprzez próbę nawiązywania dyskusji z napotkanymi osobami. Znanymi mi oczywiście – jeszcze tak nisko nie upadłam, żeby zagadywać obcych. Miałam iść na ten koncert z kolegą, ale on wolał się w tym czasie oddawać pogłębianiu nowego romansu i TWBA bez zastanowienia olał. Cóż z jednej strony wcale mu się nie dziwię, ale z drugiej nauczona doświadczeniem wiem, że z romansami różnie bywa – raz się je dobrze wspomina, raz źle, a czasem się ich woli nie wspominać w ogóle, a dobre koncerty zawsze gdzieś tam w rozmowach przy piwie wracają. Wspomnienia, wspomnieniami, ale co lepiej przeżywać?
Kolega pewnie żałować nie będzie, bo coś czuję, że tej nocy fajerwerków mu nie zabrakło, ale Fireworks ze wplecionym Chrisem Isaakiem (kurwa, czy tak się go odmienia?), było przepiękne (choć szkoda, że mało spontaniczne – na co wskazuje zapodany przed chwilą link), ale to w ogóle jedna z moich ulubionych piosenek TWBA. Takich fajerwerków mogą nam pozazdrościć wszyscy fani Stinga, którym sztuczne (och tym razem, jak najbardziej prawdziwe!) ognie wypaliły ubranie. I co z tego, że dostaną za to odszkodowanie.
Ja odszkodowania nie dostanę, wręcz przeciwnie. Nowe buty będą musiały poczekać. Wiadomo przecież, że nawet jeśli będę przez następny miesiąc chodzić w balerinach, to tego koncertu opuścić nie mogłam. Życie to sztuka wyboru. I w ogóle życie jest ciężkie, ale jak Erlend Oye śpiewał do’t give up, to ja czułam, że on to śpiewa specjalnie dla mnie i że wszystko się w końcu jakoś poukłada.
Jeśli chodzi o wymiar towarzyski to oczywiście w 90% żadnych zaskoczeń. Spotkałam tych, których się spotkać spodziewałam. Obecnie nie wprowadza mnie to w stan paniki, tylko raczej błogiego spokoju, wiarę w harmonię oraz niezmienność pewnych kwestii we wszechświecie, co jest mi teraz bardzo potrzebne.
Nastąpiło jedno spektakularne zaskoczenie, mianowicie wpadłam na szefową agencji, w której mam obecnie staż. Bardzo ją lubię i kiedy zobaczyłam, jak z mężem świetnie bawią się na TWBA to polubiłam ją jeszcze bardziej. Jakże uroczym kontrapunktem byli wobec tej przytłaczającej indie młodzieży. Ja naprawdę za nic w świecie nie chciałabym mieć znowu szesnastu lat i jarać się koncertem Kima Nowaka na Offie.
Ta też jest jedną z ulubionych. Ostatnio to nawet bardziej niż inne.
Sympatia do I. i A. to jedno, ale ja już kolejnego koncertu Hellow Dog w tym roku nie przeżyję. Co nie zmienia faktu, że ich płyta będzie z pewnością świetna i wszyscy, którzy jakiś cudem się nimi jeszcze nie jarają – zaczną.